Cytat dnia

czwartek, 28 lutego 2013

Naga prawda o moim banie, czyli niezbyt humorystycznie o Pani Pepe

Kim jest Pani Pepe?

    Pani Pepe miała swoją historię, układaną podczas pewnego chłodnego wieczora. Upośledzona matka, nie żyjący ojciec. Kochający, nieco starszy mężczyzna. Postać jak z bajki Disney'a. Kim naprawdę była? To nie jest do końca wytwór mojej wyobraźni. Pepe to ja, Duśka. Z nieco inną historią życia. Ktoś kiedyś zapytał: „Jesteś bardziej Pepe czy może Duśka?”. Pamiętam, że siedząc wtedy przed kompem zaśmiałam się. Dla mnie nie było rozróżnienia między Pepcią a Duś. To było to samo, tylko jako Pepe mniej rozrabiałam. Mniej, bo przyznaję się, że niechęci do niektórych ludzi nie umiałam się przez te prawie dwa lata pozbyć. O tym, że PP = Duśka wiedzieli chyba wszyscy, włączając w to Administrację. Raz czy dwa zastanawiałam się, kto mnie podkablował, ale zbytnio nie zaprzątało mi to głowy. Teraz już wiem, nie mam jednak za złe tej osobie.

Multikonto?

    Niejedna osoba pytała: „Po co Ci multikonto?”. Nic prostszego. Na moim jedynym, ukochanym, prawdziwym koncie – Duśce, mam bana. Powód? Poprosiłam. Do tej pory w czeluściach mojego komputera jest screen z datą wystawienia i podpisem: „sama chciała”. Wiązało się to z kłopotami na tle prywatnym. Próby odzyskania konta na nic się nie zdawały, choć kilka osób próbowało. Stąd mniej lub bardziej systematycznie pojawiały się multikonta, których nie było zbyt wiele (są inni rekordziści w tej dziedzinie). Z tego, co wiem, „DuśkaJunior” także uważane jest za moje konto. Nic bardziej mylnego.

Różnica między "oficjalnie", "nieoficjalnie" a "tak naprawdę"

    Za co Pepcia ma bana. Trudno powiedzieć, za co. Oficjalne tłumaczenie brzmi „multikonto”. Nieoficjalnie? Jeden z Adminów stwierdził, że również „multikonto”. Nie zmienia to faktu, że na sb padły słowa: „sprawa dotyczy delikatnej materii, osobistych spraw, które dzieją się poza forum, ale w pełni go dotyczą i ponieważ dotyczą innych użytkowników forum.”. Nie ja jedna potrafię wywnioskować, że multikonto dotyczy forum, nie jego użytkowników i jest z forum ściśle związane – nie dzieje się poza nim i nie dotyka osobistych spraw. Tak też było. Jednym z powodów, które przesądziły o moim banie jest „całokształt duśkowatości”, co nie zostało mi wyjaśnione. Administracja nie odpisała mi na maila, wysłanego już w piątek, od razu po banie. Chwilę później ktoś zadał mi dziwne pytanie: „Groziłaś komuś?”. Myślałam, że oczy mi wypadną ze zdumienia, bo nie potrafiłam sobie przypomnieć choćby żartobliwej sytuacji, w której mogłam komuś grozić. Piątek był naprawdę męczącym dniem, pełnym sms-ów, telefonów, wiadomości. Wieczorem miałam rozmowę telefoniczną z jednym z członków Zielonej Straży. Potwierdziła się wieść o moim „grożeniu jednemu z użytkowników”. Zostałam nawet poproszona o moją wersję wydarzeń, coś, co mogłoby mnie uniewinnić. Byłam coraz bardziej roztrzęsiona. Jakby nie patrzeć, groźby są przestępstem, jasno określonym przez Kodeks Karny (art. 190, dalej 191, oba, ponieważ do tej pory nie wiem, czego groźby dotyczyły). Miałam się bronić – ale jak? Skoro nie podano mi nawet przybliżonej daty, kiedy grożenie miałoby mieć miejsce, nie wspominając o domniemanych dowodach „mojej zbrodni”, które ponoć były, ale nie do mojego wglądu.

Teoria spiskowa, czyli fragment schizofrenicznych przemyśleń

    Dlaczego prawdziwy powód nie został podany użytkownikom? Sprawa prosta i nie chodzi wcale o dobro osoby, której grożono. Nigdy nie uważałam Administracji za ludzi głupich, mało inteligentnych czy niespełna rozumu. Myślę więc, że dobrze wiedzą, iż podanie takiej informacji mogłoby skutkować postępowaniem karnym o zniesławienie (art. 212 Kodeksu Karnego) lub zniewagę (art. 216 KK). Dlaczego zniesławienie? Od ponad dwóch lat jestem osobą publiczną, bardzo widoczną na terenie Warszawy (prowadzenie warsztatów, zajęć, wystawianie spektakli na konferencjach ogólnopolskich), a w powiecie garwolińskim od lat dziesięciu. Jestem wychowawcą młodzieży, praktykiem dramy, liderem programu „Profilaktyka a Ty”. Jak już mówiłam, groźba to czyn karalny. Oskarżenie o popełnienie przestępstwa mogłoby mi nalepić łatkę na wizerunku.

    Podsumowując, prawdopodobny powód bana to: „groźba pod adresem użytkownika forum”. O takiej formie sprawy mnie nie powiadomiono, nie mówiąc już o użytkownikach, którzy pytali. Czasami zastanawiam się czy to nie był zwykły pretekst, żeby mnie „wywalić”. Jako Pepe dopuściłam się tylko jednorazowego złamania regulaminu – założyłam to konto. Zarzucono mi coś gorszego.

A może by tak gadu gadu?

    Rozmowa, która otworzyła mi oczy miała miejsce chyba jeszcze w piątek. Jeden z użytkowników dał mi cynk, komu grożono dosłownie dzień wcześniej. Potem ta osoba sama mi o tym powiedziała. Jako że studiuję resocjalizację, gdzieś z tyłu głowy zawsze mam prawo. „Ofiara” nie chciała powiedzieć, czego dotyczyły groźby. Z jednej strony ktoś mówił, że to poważne, z drugiej ona mówiła, że nie, ale i tak nie powie. Spoko, nie moja sprawa. Poprosiłam ją o rozmowę na skype. Tam już tylko tłumaczyłam, że to przestępstwo, że jeśli to coś poważnego, nie powinna tego tak zostawić. Podsuwałam sposoby na rozwiązanie sprawy, na dowiedzenie się, kim ów "groziciel" jest.

    Jakoś po weekendzie chyba powiadomiłam o powiązaniu sprawy zainteresowaną osobę. Skończyło się na tym, że nie odpowiada ona za to, co uważa Administracja. W głowie kłębiła mi się tylko jedna myśl – musiała podsunąć pomysł, że to ja groziłam, chociaż nie wiem, co miałabym przez to osiągnąć. Jest wiele innych osób, którym zalazła za skórę (dla mnie „ofiara” jest neutralna. Nie uważam jej za kogoś, dla kogo warto byłoby popełnić przestępstwo), jednak oskarżona zostałam ja.

    Długo próbowałam prosić o to, aby udostępniła mi numer gg, z którego jej grożono – na próżno. Na początku padały słowa takie jak: „nie mam już tej rozmowy”, „nie mam czasu szukać”, „mam milion wiadomości, trochę potrwa, zanim znajdę”. Nie docierało, że archiwum jest chronologicznie ułożone, że jeżeli nikt go nie kasował, to wiadomość musi się w nim znajdować. Byłam zbywana, bo sprawa kompletnie mnie nie dotyczy.

Dowody, poproszę!

    Podobno są dowody na to, że to ja groziłam. Podobno są to screeny. Ze względu na dobro „ofiary” i informacje zawarte w groźbach (wiem, że dotyczyło to ujawnienia jakichś kompromitujących informacji – tyle dowiedziałam się od „ofiary” i jednego z Adminów), nie zostały mi udostępnione. Nie wiem, czy groziciel jasno powiedział, że jest mną, czy może wywnioskowała to „ofiara”. Można więc przyjąć, że popełniono kolejne przestępstwo – podszywanie (art. 190a §2 KK). Przy takim obrocie sprawy, kwestia dotyczy nie jednego przestępstwa (groźby), a trzech (groźba, zniesławienie/zniewaga oraz podszywanie).

Czytelniku, pomyśl...

    To chyba tyle z mojej strony. Zanim przejdę do końca, poproszę Was o poświęcenie chwili na zastanowienie się. Czy jako studentce resocjalizacji, która wiąże swoją przyszłość z pracą w tym zawodzie, opłacałoby mi się popełniać przestępstwo ze względu na osobę, której istnienie jest dla mnie prawie że obojętne (prawie, bo czasami irytacja jej postępowaniem skłania mnie do jej negatywnego odbioru)? I czy ktoś z Was chciałby zostać bezpodstawnie oskarżony o popełnienie przestępstwa? Co więcej, czy czulibyście się dobrze, gdyby istniała możliwość, że ktoś się pod Was podszywał, działając tym samym na Waszą szkodę?

Kilka słów podziękowań

    Kończąc, dziękuję wszystkim, którzy od początku przy mnie byli. Szczególnie dziękuję za ten pierwszy, najtrudniejszy dzień. Ci ludzie nie zwątpili. Wiem, że próbowali zrobić o wiele więcej i dziękuję im za same chęci. Nie będę wymieniała osób, które przez ten tydzień podnosiły mnie na duchu, rozśmieszały, próbowały w jakikolwiek sposób pomóc. Boję się bowiem, że może spotkać ich podobny mojemu los.

Polub mnie!