Cytat dnia

sobota, 26 października 2013

Mówią, że obojętność jest gorsza od wszystkiego.

   I prawda. Okrutna, nawet bardzo, ale prawda. Zżera od środka, pali. Ja nie mogę tego wytrzymać. I kiedy próbuję nie myśleć o tym, że chcę się napić - jak zwykle, kiedy mam problem - choć na chwilę się rozluźnić, zapomnieć, nie mogę. W mojej głowie nie ma walki o to, czy kupić alkohol. Bardziej - jaki.
   Kolejny powód, żeby nie było dobrze.
   Ludzie zbyt dobrze mnie znają. Dobrze wiedzą, co zrobić, żeby sobie odbić to, co ja im zrobiłam - szczególnie wtedy, kiedy sama nie mam pojęcia, gdzie popełniłam błąd. Od kilku dni to się odbija. I chyba mam już tego dość.
   Tak samo jak wszystkiego.

jestem alkoholikiem

jeśli ktoś myśli inaczej myli się
bo nim jestem

wracam codziennie napruta
czasem piję do monitora

to nic złego każdy tak robi

rzygając zapchałam umywalkę


bo bałam się że mama usłyszy
że znów wymiotuję do kibla


jestem alkoholikiem
z pokolenia na pokolenie
ktoś utrzymuje tradycję


pijak na studiach
kierunek – resocjalizacja


jestem alkoholikiem
dopóki nie wytrzeźwieję
nie chcę tego zmieniać

("jestem alkoholikiem", Warszawa sierpień 2012)

czwartek, 5 września 2013

***





co dzień
co noc
co wieczór

zaplątana w świat twojej niepewności
i żalu
szukam rozwiązania

nie ma mnie
nie ma nas
jesteś ty
z zapadniętym jednym płucem

drepczę

na spuchniętych kostkach
malujesz serduszka
żeby było mi lżej
nieść garb twoich problemów

nie jest

("a przyjaźń chodzi ze spuchniętymi kostkami", Łaskarzew, wrzesień 2013)

środa, 4 września 2013

Wiedziałam, że tak będzie...

     Wiedziałam, że nie zrozumie. Dlaczego jej nie powiedziałam? Od rana mówiła, że jedyne czego chce to to, żebym skończyła studia. I to jest moje największe marzenie - skończyć resocjalizację, zacząć pracować w zawodzie. Jedno potknięcie, nieświadome, nawet bardzo i skasowany rok z życia.
     Teraz krzyk, że nie powiedziałam o tym w czerwcu. Bo co? Już wtedy wysłałaby mnie do pracy i tyle. Od dłuższego czasu mam lepsze i gorsze chwile. A teraz... Dziś jest chyba jeden z najgorszych momentów w ostatnich miesiącach. Wiem, że ją zawiodłam. I nie tylko ją, bo jeszcze ojca, siebie... Strasznie się boję. Boję, że nie znajdę pracy, że znów mi coś nie wyjdzie... że sobie po prostu nie poradzę.
     Najgorsze jest to, że piszę o tym wszystkim na blogu, którego nawet nikt nie czyta. A piszę, bo nie mam nawet z kim o tym pogadać, jak jest tak kurewsko źle.




     Czasem zazdroszczę Józiowi, że miał tyle odwagi, żeby się wziąć i zejść z tego świata.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Taka stara, a taka głupia...

                                               

    To dziwne, że w wieku prawie 22 lat ma się głupie myśli. Głupie, bo czasem człowieka nachodzi, żeby zrezygnować ze studiów, zerwać kontakt z przyjaciółmi a nawet... popełnić samobójstwo i skończyć z całym światem.
     Dziś czytałam artykuł o tym, że dziewczyna mocno przesadzała ze zwykłymi grami RPG, co kończyło się właśnie agresją, autodestrukcyjnymi zapędami i mnóstwem innych negatywnych rzeczy. Z początku mnie to bardzo rozśmieszyło, dopiero później pomyślałam o tym, że tak naprawdę sam internet jest bardzo zgubny.      
      Mimo że jestem osobą, która ma w miarę bogate życie towarzyskie - niewielu znajomych, z którymi się spotykam regularnie, jednak codziennie wychodzę "na miasto - bardzo dużo czasu spędzam przy skrzynce nazywanej "laptopem". Przez większość dnia jestem zamknięta w internetowym pudełku, lawiruję między forami literackimi, grami, kinomaniakiem i fejsbogiem. Nie licząc wieczorów, kiedy wychodzę i mam szansę popatrzeć w oczy realnemu człowiekowi, zamykam się w puszcze z ikonkami zamiast twarzy. To trochę jak narkotyki - po dłuższym zażywaniu dostaje się schizy. Na daleki plan schodzi praca, szkoła, życie. W internecie wszystko jest łatwiejsze - możesz być kim chcesz i robić, co chcesz. Czasem ktoś zablokuje Ciebie, Twoją stronę, bo jest niezgodna z netykietą. Wtedy zakładasz wszystko od nowa, usuwając tylko popełnione błędy.
      W internecie, w przeciwieństwie do życia realnego, jest prosto. W grach wcielasz się w bohaterów - nieustraszonych, silnych. To prostsze niż udawanie przed ludźmi. Nie musisz pokazywać siebie, więc nawet kompleksy znikają gdzieś za kotarą.
     W pewnym momencie dochodzisz do wniosku, że w sumie nie zostało Ci nic. I zamiast próbować wszystko naprawić, leżysz w łóżku i myślisz o tym, żeby skończyć męczarnię. Skończyć z samym sobą.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Wakacje - i co teraz?

     Mam kilka dni wolnego. Kilka, bo wielkimi krokami zbliża się Przystanek PaT, jedno z wydarzeń, na które czekam z niecierpliwością. Tęsknię za tym pozytywnym nastawieniem, które wisi w powietrzu w ciągu tych kilku dni. Przystanek PaT to taki męczący odpoczynek - człowiek nie sypia, prowadzi animacje, a jednocześnie jest mu przyjemnie i błogo. I nawet, kiedy coś nie idzie po myśli, przychodzą ludzie i człowiekowi jest od razu lepiej.

     Nazywają nas sektą - niech nazywają, bo skoro dobra zabawa, przyjaźń i tworzenie społeczności jest równomierne z zakładaniem sekty - ja się piszę.

     A potem obóz z Niemcami, mniej zabawna sprawa i nie jest to tylko kwestią bariery językowej. Nie wiem czy mam siłę, żeby się w to teraz bawić. Cóż, jakoś trzeba będzie przeżyć.

     I na koniec Woodstock. Kilka dni, na które czeka się cały rok, a miesiąc przed żyje się tylko tym wydarzeniem. Chociaż mam sporo na głowie, nie wiem, w co wsadzić rączki, siedzę na skajpajach i tinychatach z dzikimi tygryskami, wspominając akcje z poprzednich Woodstocków, omawiając sprawy dojazdów, wyjść po znajomych na Pekapa i planując kolejne wspólne eventy... Masakra. I nie przeszkadza nam to, ze ktoś po raz setny zadaje nam to samo pytanie - odpowiadamy, bo pis, low i rokendrol.

     I tym żyje Pepcia.

piątek, 26 kwietnia 2013

Błędy błędami, ale co zrobić z własnym życiem?

"Tamtych dni mi brak...
z Tobą chwil mi brak..."



     Smutne są dni, kiedy człowiek siedzi zamknięty w czterech ścianach i wie, że sporo spierdolił w swoim życiu. I choćby włączać kolejny odcinek debilnego serialu, kolejną piosenkę z szybkim rytmem i pozytywnym przesłaniem, gdzieś z tyłu głowy siedzi ta myśl, że się zjebało. A jeszcze gorzej jest, kiedy pomyślę, że kogoś przy tym zawiodłam. Czasem, kiedy obiecam mojej Zuźce, że posprzątam, a ona wraca i jest burdel, patrzy na mnie tym wściekłym wzrokiem. I to jest to samo uczucie, tylko może nie to samo natężenie.

     Mam rok w dupę. I nie jest to kwestia samego lenistwa, bo towarzyszyło mu całkiem inne uczucie - strach. Gdzieś tam w głębi siebie wiedziałam, że to nie wyjdzie, że nie w tym roku, że coś się posypie, więc włączał mi się chujowy mechanizm obronny - unikanie. I co z tego, że człowiek uczy się tej psychologii, zauważa wszystko, skoro nie umie z tym walczyć? Teraz mogę sobie tylko pluć w brodę za to, że "I failed" nie tylko siebie, ale i innych, którym zależało.

     Gdzieś tam w środku mnie czai się taki mały punk, który nie może się przebić przez ambicje, więc nie dopuszczam go do głosu. Mimo wszystko, przecież to tylko rok, nadrobię, obronię się i pójdę dalej. 

     Jednak tego, że odpuściłam pewnemu facetowi, nigdy sobie nie wybaczę. Teraz może byłoby nieco inaczej - mógłby być przy mnie, jakoś tam wspierać, śmiać się, mierzwić włosy (jak to miał w zwyczaju) i grać mi na gitarze przez skype, kiedy byłabym w Warszawie. Zamiast tego, po raz drugi gnije w więzieniu, bo nawet nie starałam się na niego wpłynąć. Ludziom żyje się ciężko, kiedy ich samoocena jest niska. Moja była, więc poczucie, że Ł. spotyka się ze mną tylko po to, żeby "zaliczyć i zostawić", nie dawało mi spokoju. Z perspektywy czasu - głupota, bo który facet męczyłby się sześć lat? Wiem, że dawał znaki, pokazywał, że chce się zmienić, ale musi mieć dla kogo, a ja tego nie zauważałam. To dziwne, że dopiero, kiedy napisał mi drugi list, zrozumiałam, do czego wtedy zmierzał. Ciekawe, czy mogłam wtedy coś zmienić...

    Cóż, każdy popełnia błędy. Mam jednak nadzieję, że kiedyś będzie fajnie.


twoje wyobrażenie o mnie
jest całkowicie mylne
bo przez tyle lat

bardzo się zmieniłam

kiedyś ty kochałeś mnie
a ja nie kochałam ciebie
i na odwrót

nie myśl że tak po prostu
zacznę otwierać listy
z twojego więzienia
bo nie są nadawane przez ciebie

chciałabym wyczarować wspólne życie
kredkami bambino
ale od ostatniego spotkania
zdążyłam je pogubić

mam marzenie -

kiedy wyjdziesz
obiję ci mordę
a potem będziemy żyć

długo i szczęśliwie

niestety
nie żyjemy w bajce

środa, 6 marca 2013

Jestem patriotą, bo...

    ... bo słucham Sabatonu.

    Ostatnią dobę spędziłam na buszowaniu po internecie w poszukiwaniu utworu, który moja drużyna mogłaby zaśpiewać na Festiwalu Piosenki Harcerskiej. Przesłuchałam mnóstwo piosenek patriotycznych. Kilka z nich trafiło na moją jutubową plejlistę. W tym jedna, rockowa, o Katyniu:


    Osobiście jestem pod wielkim wrażeniem. I w kwestii muzycznej, i tekstowej. Dzisiaj, słuchając utworu po raz n-ty, zaczęłam się zastanawiać, czym tak naprawdę jest patriotyzm i czy jest dla niego miejsce w dzisiejszej Polsce.

    Ano, jest, tylko pod jaką postacią? Czy patriotyzmem można nazwać wrzucanie na facebooka obraźliwych memów dotyczących rządu? Deklarowanie się do wyjścia na ulice? Propagowanie haseł: "Polska dla Polaków"? A może to praca u podstaw i pomoc ludziom?

    George Friedman napisał jakiś czas temu pewną książkę o wdzięcznym tytule: "Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek". Nie jest to ani miejsce, ani czas na to, by ją recenzować, aczkolwiek osobiście polecam.  Autor przypisał ważną część historii Polsce. Stwierdził, iż oprócz rozkwitu Stanów Zjednoczonych, kluczowym elementem stulecia będzie powstanie nowych potęg - co zadziwiające, między innymi Turcji i... Polski. Co do nas postawił jednak kilka warunków, które musimy spełnić.

    Wszyscy wiedzą, co oznacza hasło: "Polska Chrystusem narodów". A przynajmniej mam taką nadzieję. Friedman napisał, że dopóki nie zaczniemy patrzeć w przyszłość i nie zapomnimy o tym, co było kiedyś - nie mamy szans na bycie światową potęgą.

    Ponoć w 2050 wybuchnie III Wojna Światowa, w której polegną między innymi Niemcy. Polska wyjdzie zwycięsko, chociaż będzie miała problemy energetyczne i zginie znowu wielu ludzi. Powtórzy się też - ponoć - sytuacja, która miała miejsce w naszej historii już niejednokrotnie - zostaniemy niejako zdradzeni przez głównego sojusznika - USA.

   III WŚ i znów Polska, mimo że zwycięska, narażona na straty ekonomiczne, społeczne i... mentalne. Bo ilu z nas, pamiętając o tym, co zrobiły między innymi Anglia i Francja (w tym przypadku raczej - czego nie zrobiły) nie denerwuje się i nie ma za złe? Tak samo będziemy się czuć, kiedy narazimy się na straty dla USA, które potem niejako się od nas odwróci.

    Pytań jest kilka - czy warto jest się znów poświęcić? I czy warto zapomnieć o tym, co działo się wcześniej.

    Dla mnie patriotyzm dzisiaj to nie tylko pomoc ludziom, walka z niesprawiedliwością i dbanie przede wszystkim i na pierwszym miejscu o nasze "małe ojczyzny", ale także nauczanie młodszych. Pokazywanie im, jak było. Jak ich przodkowie walczyli o Wolną Polskę.

    Nie wiem, może właśnie dlatego, że sam patriotyzm jest dla mnie też miłością do języka polskiego, śmieszy mnie zwrot: "Jestem patriotą, słucham Sabatonu". Ja rozumiem, fajnie jest nosić glany, machać polskimi flagami na koncercie Sabatonu, ale proszę... To są, o ile się nie mylę, dwie piosenki, które dotyczą historii Polski. A jest przecież tyle zespołów z naszego kraju, które robią to samo, co wyżej wymieniony zespół, a śpiewają po polsku i tylko o Polsce. Horytnica, Kołakowski, Forteca - gorąco polecam!

  

Screw u, Bro

    Siedząc pół nocy na balkonie, paląc papierosy i pijąc wódkę, zastanawiałam się nad sensem udawania, że wszystko jest w porządku, kiedy tak naprawdę nie jest.

    Pamiętam, jak we wrześniu 2011 roku moja znajoma zaginęła. Potem okazało się, że próbowała popełnić samobójstwo. Odkąd z nią zamieszkałam, wiedziałam, że ma nierówno pod kopułą, bo i na mnie to wpływało. Zamiast miarowych, delikatnych dołków, przez długi czas męczyłam się z depresją. Nieważne. Powód podjętego przez nią kroku problemy z zaliczeniem studiów. Strach przed ojcem, jego niezadowoleniem był na tyle silny, że postanowiła po prostu umrzeć. Albo prawie umrzeć, żeby kwestia studiów zeszła na drugi plan.

    Do wczoraj kompletnie jej nie rozumiałam. Dzisiaj jest całkiem inaczej. Nie, nie boję się rodziców, ale boję się ich rozczarowania.

   Wczoraj nad ranem odebrałam telefon. Mój brat bliźniak, urodzony sześć miesięcy wcześniej, miał wrażenie, że musi do mnie zadzwonić. Jego głos wskazywał na stan nietrzeźwy, co przyprawiło mnie o chwilowy, delikatny uśmiech. Prawie mu się rozpłakałam. Tak samo jest za każdym razem, kiedy nawet próbuję ominąć temat, który bardzo mnie dotyka.

   "Będzie dobrze. A Ty nie masz prawa do depresji", powiedział. Po co udawać, że jest dobrze? Bo trzeba. Osobiście nie mogę sobie pozwolić na chwile słabości. To ja mam być kołkiem, laską, kijem, ławką - podporą dla tych, którym coś dolega. I stabilizatorem, kiedy w grę wchodzą działania organizacji.

    Nie mam prawa, by powiedzieć: "Sorry, naciskam guzik i wyłączam się ze świata na czas nieokreślony". W dni powszednie i te weekendy, w których prowadzę zajęcia, warsztaty, organizuję rajdy czy eventy, nie mogę pozwolić sobie na grymasy i użalanie nad sobą.

   Dlatego, drogi Internaucie, jeśli piszę notkę w tym stylu, kiedy rozmawiamy i nie jestem przychylnie nastawiona do świata, kiedy piszesz do mnie, że znów masz problem, a ja odpowiadam od niechcenia - wiedz, że mam naprawdę kiepski dzień. I kiedy już spokojnie siedzę z laptopem na kolanach, mam prawo do tego wszystkiego.

    Każdy ma prawo do gorszych dni. I możecie się na mnie wkurzać, krzyczeć, śmiać - Wasza sprawa. Mam tylko nadzieję, że w momencie Waszego "bad day" zachowacie się zgodnie z wymaganiami stawianymi mojej osobie.

niedziela, 3 marca 2013

Państwa w państwie?

 Czym są małe internety? 

    Niczym innym niż państwami w państwie. Każdy internet ma swój regulamin, określający możliwości, prawa, obowiązki, sankcje. Co więcej, ma swoją unikalną władzę, która wszystko może.

    Kiedy zwykły użytkownik coś przeskrobie, następują pertraktacje, ostrzeżenia, kary. Mimo obowiązującego nas prawa Rzeczpospolitej Polskiej, co chwila musimy się borykać z władzami internetów, które nie zawsze zwracają uwagę na nas i to, czy ich działania są zgodne z obowiązującą Konstytucją czy poszczególnymi Kodeksami. Staje się to szczególnie uciążliwe, kiedy potrafimy wypowiedzieć się w sposób, który obecnym rządcom nie pasuje. By nas uciszyć banują, szykanują, a czasem nawet oskarżają o coś tylko po to, żeby się nas pozbyć.

    Tak samo jak w normalnym życiu. Nawet historia zna takie sytuacje. Pilecki, niewygodny dla Hitlera, potem Stalina, Rozwadowski, który został wysłany do Anglii, bo nie do końca dogadywał się z Piłsudskim.

  Obrona własnych praw

    Ciągle na różnych portalach spotykamy się z nawoływaniem do zmian. Bo rząd jest zły, NFZ jest zły, ZUS też jest przeciwko nam. Szkoda tylko, ze na nawoływaniu się kończy. Każdy z nas ma poczucie niesprawiedliwości, odkładamy to jednak na bok, bo przecież ktoś w końcu się tym zajmie.

    Dzisiaj kraj obiegła informacja o oświadczeniu Jurka i Lidii Owsiaków w związku ze śmiercią 2,5-letniej dziewczynki w łódzkim szpitalu. Pojawiło się mnóstwo głosów "za" i "przeciw". Niektóre wypowiedzi miały wydźwięk dziękczynny - bo jak nie Jurek się tym zajmie, to kto?

    Polacy potrafią walczyć, a przynajmniej potrafili. Powstania, rewolucje, obalanie władz. Czasami łudzę się, że zostało w nas coś z przodków, jednak to, co widzę na co dzień przypomina tylko czcze gadanie. Nie potrafimy dbać o siebie, taka jest prawda.

    Dlaczego? Zaczynam obawiać się, że jest to kwestia nie tyle strachu przed sankcjami, a lenistwa i zrzucania odpowiedzialności.

 Co zmienić?

    Powinniśmy zacząć bardziej interesować się własnymi sprawami. Każdy z nas ma swój mały internet, w którym żyje, dobrze go zna, a przynajmniej powinien. Mimo wszystko, kiedy dzieje się coś złego, myślimy tylko o tym, że to minie, ewentualnie jesteśmy zbyt leniwi, by spróbować cokolwiek zmienić.

    Jeżeli nie potrafimy bronić swoich praw w naszych małych internetach, jak mamy to robić w normalnym, prawdziwym świecie, gdzie co chwila przychodzi kolejny człowiek, któremu bardziej od naszych interesów, zależy na jego własnych? A przecież mamy demokrację - ustrój, w którym władza powinna być głosem ludu.

 Iść czy nie iść?

    Co jakiś czas pojawiają się w internecie różne akcje. Teraz, 20 marca, ludzie mają wyjść na ulice. I będzie to samo, co przy ACTA. Ilu Polaków wyszło? Niewielu. Sama Warszawa zbytnio się nie popisała.

    Chociaż na wydarzeniach zakładanych na facebook'u deklaruje się mnóstwo osób, zawsze pojawia się tylko garstka.

 Twój interes w Twoim internecie

    Nauczmy się bronić. Nauczmy się walczyć o nasze przekonania i prawa. Nie pozwólmy innym ingerować w nasze sprawy. Nie zostawiajmy niczego niezależnemu od nas biegowi zdarzeń.

    Jesteś szykanowany, zareaguj. Chociażby pisząc o tym, rozmawiając, próbując zwrócić na to uwagę innych.

    Bo jeśli nie będziesz potrafił podnieść głosu, nigdy nic dla siebie nie wywalczysz.

czwartek, 28 lutego 2013

Naga prawda o moim banie, czyli niezbyt humorystycznie o Pani Pepe

Kim jest Pani Pepe?

    Pani Pepe miała swoją historię, układaną podczas pewnego chłodnego wieczora. Upośledzona matka, nie żyjący ojciec. Kochający, nieco starszy mężczyzna. Postać jak z bajki Disney'a. Kim naprawdę była? To nie jest do końca wytwór mojej wyobraźni. Pepe to ja, Duśka. Z nieco inną historią życia. Ktoś kiedyś zapytał: „Jesteś bardziej Pepe czy może Duśka?”. Pamiętam, że siedząc wtedy przed kompem zaśmiałam się. Dla mnie nie było rozróżnienia między Pepcią a Duś. To było to samo, tylko jako Pepe mniej rozrabiałam. Mniej, bo przyznaję się, że niechęci do niektórych ludzi nie umiałam się przez te prawie dwa lata pozbyć. O tym, że PP = Duśka wiedzieli chyba wszyscy, włączając w to Administrację. Raz czy dwa zastanawiałam się, kto mnie podkablował, ale zbytnio nie zaprzątało mi to głowy. Teraz już wiem, nie mam jednak za złe tej osobie.

Multikonto?

    Niejedna osoba pytała: „Po co Ci multikonto?”. Nic prostszego. Na moim jedynym, ukochanym, prawdziwym koncie – Duśce, mam bana. Powód? Poprosiłam. Do tej pory w czeluściach mojego komputera jest screen z datą wystawienia i podpisem: „sama chciała”. Wiązało się to z kłopotami na tle prywatnym. Próby odzyskania konta na nic się nie zdawały, choć kilka osób próbowało. Stąd mniej lub bardziej systematycznie pojawiały się multikonta, których nie było zbyt wiele (są inni rekordziści w tej dziedzinie). Z tego, co wiem, „DuśkaJunior” także uważane jest za moje konto. Nic bardziej mylnego.

Różnica między "oficjalnie", "nieoficjalnie" a "tak naprawdę"

    Za co Pepcia ma bana. Trudno powiedzieć, za co. Oficjalne tłumaczenie brzmi „multikonto”. Nieoficjalnie? Jeden z Adminów stwierdził, że również „multikonto”. Nie zmienia to faktu, że na sb padły słowa: „sprawa dotyczy delikatnej materii, osobistych spraw, które dzieją się poza forum, ale w pełni go dotyczą i ponieważ dotyczą innych użytkowników forum.”. Nie ja jedna potrafię wywnioskować, że multikonto dotyczy forum, nie jego użytkowników i jest z forum ściśle związane – nie dzieje się poza nim i nie dotyka osobistych spraw. Tak też było. Jednym z powodów, które przesądziły o moim banie jest „całokształt duśkowatości”, co nie zostało mi wyjaśnione. Administracja nie odpisała mi na maila, wysłanego już w piątek, od razu po banie. Chwilę później ktoś zadał mi dziwne pytanie: „Groziłaś komuś?”. Myślałam, że oczy mi wypadną ze zdumienia, bo nie potrafiłam sobie przypomnieć choćby żartobliwej sytuacji, w której mogłam komuś grozić. Piątek był naprawdę męczącym dniem, pełnym sms-ów, telefonów, wiadomości. Wieczorem miałam rozmowę telefoniczną z jednym z członków Zielonej Straży. Potwierdziła się wieść o moim „grożeniu jednemu z użytkowników”. Zostałam nawet poproszona o moją wersję wydarzeń, coś, co mogłoby mnie uniewinnić. Byłam coraz bardziej roztrzęsiona. Jakby nie patrzeć, groźby są przestępstem, jasno określonym przez Kodeks Karny (art. 190, dalej 191, oba, ponieważ do tej pory nie wiem, czego groźby dotyczyły). Miałam się bronić – ale jak? Skoro nie podano mi nawet przybliżonej daty, kiedy grożenie miałoby mieć miejsce, nie wspominając o domniemanych dowodach „mojej zbrodni”, które ponoć były, ale nie do mojego wglądu.

Teoria spiskowa, czyli fragment schizofrenicznych przemyśleń

    Dlaczego prawdziwy powód nie został podany użytkownikom? Sprawa prosta i nie chodzi wcale o dobro osoby, której grożono. Nigdy nie uważałam Administracji za ludzi głupich, mało inteligentnych czy niespełna rozumu. Myślę więc, że dobrze wiedzą, iż podanie takiej informacji mogłoby skutkować postępowaniem karnym o zniesławienie (art. 212 Kodeksu Karnego) lub zniewagę (art. 216 KK). Dlaczego zniesławienie? Od ponad dwóch lat jestem osobą publiczną, bardzo widoczną na terenie Warszawy (prowadzenie warsztatów, zajęć, wystawianie spektakli na konferencjach ogólnopolskich), a w powiecie garwolińskim od lat dziesięciu. Jestem wychowawcą młodzieży, praktykiem dramy, liderem programu „Profilaktyka a Ty”. Jak już mówiłam, groźba to czyn karalny. Oskarżenie o popełnienie przestępstwa mogłoby mi nalepić łatkę na wizerunku.

    Podsumowując, prawdopodobny powód bana to: „groźba pod adresem użytkownika forum”. O takiej formie sprawy mnie nie powiadomiono, nie mówiąc już o użytkownikach, którzy pytali. Czasami zastanawiam się czy to nie był zwykły pretekst, żeby mnie „wywalić”. Jako Pepe dopuściłam się tylko jednorazowego złamania regulaminu – założyłam to konto. Zarzucono mi coś gorszego.

A może by tak gadu gadu?

    Rozmowa, która otworzyła mi oczy miała miejsce chyba jeszcze w piątek. Jeden z użytkowników dał mi cynk, komu grożono dosłownie dzień wcześniej. Potem ta osoba sama mi o tym powiedziała. Jako że studiuję resocjalizację, gdzieś z tyłu głowy zawsze mam prawo. „Ofiara” nie chciała powiedzieć, czego dotyczyły groźby. Z jednej strony ktoś mówił, że to poważne, z drugiej ona mówiła, że nie, ale i tak nie powie. Spoko, nie moja sprawa. Poprosiłam ją o rozmowę na skype. Tam już tylko tłumaczyłam, że to przestępstwo, że jeśli to coś poważnego, nie powinna tego tak zostawić. Podsuwałam sposoby na rozwiązanie sprawy, na dowiedzenie się, kim ów "groziciel" jest.

    Jakoś po weekendzie chyba powiadomiłam o powiązaniu sprawy zainteresowaną osobę. Skończyło się na tym, że nie odpowiada ona za to, co uważa Administracja. W głowie kłębiła mi się tylko jedna myśl – musiała podsunąć pomysł, że to ja groziłam, chociaż nie wiem, co miałabym przez to osiągnąć. Jest wiele innych osób, którym zalazła za skórę (dla mnie „ofiara” jest neutralna. Nie uważam jej za kogoś, dla kogo warto byłoby popełnić przestępstwo), jednak oskarżona zostałam ja.

    Długo próbowałam prosić o to, aby udostępniła mi numer gg, z którego jej grożono – na próżno. Na początku padały słowa takie jak: „nie mam już tej rozmowy”, „nie mam czasu szukać”, „mam milion wiadomości, trochę potrwa, zanim znajdę”. Nie docierało, że archiwum jest chronologicznie ułożone, że jeżeli nikt go nie kasował, to wiadomość musi się w nim znajdować. Byłam zbywana, bo sprawa kompletnie mnie nie dotyczy.

Dowody, poproszę!

    Podobno są dowody na to, że to ja groziłam. Podobno są to screeny. Ze względu na dobro „ofiary” i informacje zawarte w groźbach (wiem, że dotyczyło to ujawnienia jakichś kompromitujących informacji – tyle dowiedziałam się od „ofiary” i jednego z Adminów), nie zostały mi udostępnione. Nie wiem, czy groziciel jasno powiedział, że jest mną, czy może wywnioskowała to „ofiara”. Można więc przyjąć, że popełniono kolejne przestępstwo – podszywanie (art. 190a §2 KK). Przy takim obrocie sprawy, kwestia dotyczy nie jednego przestępstwa (groźby), a trzech (groźba, zniesławienie/zniewaga oraz podszywanie).

Czytelniku, pomyśl...

    To chyba tyle z mojej strony. Zanim przejdę do końca, poproszę Was o poświęcenie chwili na zastanowienie się. Czy jako studentce resocjalizacji, która wiąże swoją przyszłość z pracą w tym zawodzie, opłacałoby mi się popełniać przestępstwo ze względu na osobę, której istnienie jest dla mnie prawie że obojętne (prawie, bo czasami irytacja jej postępowaniem skłania mnie do jej negatywnego odbioru)? I czy ktoś z Was chciałby zostać bezpodstawnie oskarżony o popełnienie przestępstwa? Co więcej, czy czulibyście się dobrze, gdyby istniała możliwość, że ktoś się pod Was podszywał, działając tym samym na Waszą szkodę?

Kilka słów podziękowań

    Kończąc, dziękuję wszystkim, którzy od początku przy mnie byli. Szczególnie dziękuję za ten pierwszy, najtrudniejszy dzień. Ci ludzie nie zwątpili. Wiem, że próbowali zrobić o wiele więcej i dziękuję im za same chęci. Nie będę wymieniała osób, które przez ten tydzień podnosiły mnie na duchu, rozśmieszały, próbowały w jakikolwiek sposób pomóc. Boję się bowiem, że może spotkać ich podobny mojemu los.

Polub mnie!